niedziela, 22 listopada 2015

rozdział VIII PROROK CODZIENNY - WALKA O HOGWART

http://bazyliszkowo.blog.onet.pl/2012/10/12/9-prorok-codzienny-walka-o-hogwart/

( Od Sev’a : - Proszę państwa oto Fred, mój długopis i przyjaciel.)

FЯEDOWE STOWARZYSZENIE DEWIANTÓW Z NKWD CZYLI :
EWENEMENTALNA FUTERKOWA ARMIA SADYSTYCZNYCH SEPARATYSTÓW Z BAZYLISZKOWA.

Tego nie przewidywała ustawa .


Gdy bazyliszkowi dewianci skonsumowali śniadanie Jack przyniósł gazetę.
PROROK CODZIENNY
Zmodyfikowany groźny wirus zmutował się i połączył ze śmiercionośnymi bakteriami kolkowymi które przedarły się do strefy powietrznej w Kalifornii.
Połowa mugoli została już przemieniona w bezmózgie zombie.
Zostało już potwierdzone przez ogólną izbę perfidców że zombie potrafią zarazić niezarażonych gryząc ich.
Zabić takiego zombie można strzelając z headshot’a.
- To my jesteśmy w Kalifornii? – zdziwił się Sev.
- Nie bójcie się dzieciaczki. Spokojna wasza poczochrana, wujek Ed o wszystkim pomyślał – zaczął Edward.
- Bo w Kalifornii mieszkają świrusy.. - wyszczerzył zęby i zszedł na dół, a reszta za nim.
Zatrzymali się w przedpokoju, podszedł do ściany pokrytej tapetą z kolorowymi numerkami.
Kliknął na kilka i tajemnicze przejście w ścianie się otworzyło.
Stalowe drzwi o grubości 30 cali.
Weszli do nie wielkiego pomieszczenia gdzie zostali przeskanowani tęczowym promieniem.
Nożycoręki wystukał hasło i winda ruszyła na dół, gdy się zatrzymała wykaszlał klucz i otworzył drzwi windy.
Przeszli do wąskiego korytarza, w ścianie przed Edwardem pojawiły się wgłębienia w kształcie nożyc by sprawdzić ich Edwardalność, niewiarygodnie małej wielkości strzykawka pobrała mu krew.
- Hasło? – rozległ się głos Barbie by sprawdzić prawidłowość barwy głosu.
- Życie jest czadowe – odrzekł Edi.
Zapaliło się nieco oślepiające światło i drzwi się otworzyły.
W pół okrągłym szarawym pomieszczeniu było pełno dziwnych urządzeń z przyciskami, włącznikami i przełącznikami.
Na ścianie było kilka ekranów. Edzio miał podgląd do każdego zakątka tego domu i ogrodu.
- Do czego służy ten przycisk? – zapytał Sev
- Wciśnij.
Sev wcisnął czerwony przycisk, trawnik otaczający dom zniknął i zalała go woda, teraz ich pałac otaczała fosa do której wpłynął ogromny smok podmorski.
- Potwór z Loch Ness? – ucieszyła się Zofcia.
- Zapomniałem wam go przedstawić, ma na imię Spencer. – Ed wyjrzał przez okienko.
- A ten? – zapytał Jackie i kliknął na duży zielony przycisk.
Mur otaczający posiadłość wzrósł podwójnie, otoczyły go druty kolczaste pod napięciem z fosy wyłoniła się wilka wieżyczka bez dachu.
- Tam będzie dobra miejscówka – rzekł Edward i otworzył klapę w podłodze, zjechali za nim długim tunelem na zewnątrz, pojawił się tam mostek po którym przeszli do wieży.
Były w niej tylko schody na górę i mnóstwo pistoletów.
Zabrali ich tyle ile zdołali unieść na górę, położyli się na leżaczkach i obserwowali co się działo za murem.
Do zachodu zostało jeszcze kilka godzin, w tym czasie zdążyli się porządnie uzbroić, włożyli czarne kombinezony i pelerynki ochronne, pałac świecił białym światłem jak wielka żarówka, na murach wokół były reflektory by oślepić i odstraszyć zombie.
Zombie jednak były bezmózgie i po zajściu słońca wydały dziki ryk.
Ku murowi naprzeciw wieży mknęły zombie, a na ich czele nemesis ~ Ke$ha, jedyny poczochrany zombie.
Wszystkie zapaprane jakimś brudem i kolorowymi prochami, rozwalili reflektory rzucając w nie kamieniami, dość celnie jak na bezmózgowców.
Zaczęły się wspinać po murze, poraził ich prąd i spadły ale po chwili powstały i zaczęły się ponownie wspinać.
Bazyliszkowaci strzelali do zombie, mutanty spadały jednakże większość wstawała bo nie trafiali headshot’a.
Nagle czas się zatrzymał i wszyscy w spowolnieniu obrócili głowy by spojrzeć na Sev’a z bazooką, nie zdążyli nawet krzyknąć ” Sev ty palancie” gdy ten wystrzelił rakietę w główny mur rozwalając go do połowy, zombie zostały zasypane gruzami.
Edward zagarnął szybko wszystkich, wcisnął guzik na poręczy otaczającej wieżę i pojawił się wąski metalowy most prowadzący na dach pałacu. Przebiegł na niego sprintem, zeskoczyli z dachu i wbiegli w głąb ogrodu, dobiegli do kręgu drzew.
Sev otworzył drzwi w kształcie serca, wszyscy wbiegli za nim. Lecieli czasoprzestrzennym tunelem i wylecieli na chodni obok znaku .
FORKS
WAMPIRY i ŚWIRY
997 mieszkańców .

Pobiegli do centrum miasta, nie wzięli ze sobą broni więc poszli ją kupić na Hiszpański odpust, przy pistoletach stał i oglądał je wysoki długo włosy mężczyzna z maską Wandetty, sprzedawcą był zombie.
- Są pistolety? – zapytał Edward,
- Dzieci wojny ukradły – odpowiedział zombie posiadający mózg.
- Na wampiry wystarczą pistolety na kapiszony – powiedział znajomy nieznajomy którego ciągle napotykali.
Wrzucił wszystkie pistolety ze straganu do kartonu.
- Śledzisz nas?- zapytał Sev.
Koleś się zaśmiał.
- Chodźcie za mną.. – rzekł.
Poszli za nim do prostokątnej wieży, w środku byłą wielokrotnie większa niż na zewnątrz. Stanęli przy ruchomych schodach prowadzących na dach wieży, koleś usiadł na schodku by być maską zwrócony do nich, schody ruszyły a przyjaciele stanęli na schodkach niżej.
- To chyba odpowiednia chwila by zapytać.. Kim w ogóle jesteś? – zapytał Jack
Koleś zdjął maskę.
- Andy~! – krzyknął Jack.
Mężczyzna nazwany przez Jack’a Andy’m miał długie granatowo-czarne lekko rozczochrane włosy i jedno oko koloru zielonego a drugie zakryte opaską, uśmiech wariata i superowskie kolczyki w lewym uchu.
Wyszli na dach.
- To wasi kumple? -  zapytał Andy gdy do Forks wtargnęła armia zombie.
- Długo by opowiadać - rzekł Edward spojrzawszy na Sev’a.
- A więc to wina Sev’a?  – zapytał Andy
- Wcale nie! – oburzył się Sev. – No dobra.. Przesadziłem z bazooką..
- Patrzcie! – przerwała Sev’owi Zoffie.
Z naprzeciwka zombie wyskoczyły wampiry, było ich o wiele więcej.
Andy rozdał każdemu pistolety na kapiszony i zaczęli do nich strzelać.
- To wampirów nie trzeba ćwiartować i spalić? – zdziwił się Edward.
- Żeby je zabić – dodał Jackie
- O nie.. Tak myśli Stefa Mayer ale grubo się myli.. – odpowiedział Andy i zestrzelił kilka wampirów.
- A to kto? – Zoffie wychyliła się by popatrzeć na kolesi bez koszulek.
- Tak zwane świry, chorda wilkołaków pod wodzą Jacoba – Andy podszedł do Zofci.
Kolesie bez koszulek zaczęli tańczyć jak PSY w Gangnam Style a gdy zombie przemieniły wszystkie wampiry wilkołaki uciekły.
Przyjaciele zaczęli strzelać w zombie, jednakże pistolety na kapiszony na nich nie działały.
Mutanty zaczęły się wspinać na wieżę a Andy zaczął w nich strzelać na pałówę a potem rzucał w nich pistoletami.
Andy wyjął z kieszeni różdżkę i machnął nią krótko, nastała cisza.
- Co oni tam robią? – Edward spojrzał na dół.
- Podeptali Ci trawnik! – krzyknął Jack .
Andy zamachnął się różdżką a wszystkie zombie pospadały z wieży.
- Avada Kedavra! – zielony promień światła ugodził nemezisa.
- To oni też są odporni na magię? – zdziwiła się Lucynka.
- Tak! – krzyknął Jackie gdy Ke$ha powstała.
- Zeżrą nas kurde! – krzyknęła Zoffie
- Lumos maxima! – z różdżki Andy’ego błysnęło oślepiające światło i zombie uciekły do lasu.
- One tu jeszcze wrócą – westchnął Edward.
Przez ulicę przebiegł tłum pięciolatków z Kałahami.
- A któż to? – zapytała Lucynka
- Dzieci wojny – odrzekł Andy.
- Dzieci Putina? – podrzucił Jack
- Władimira Putina? – zdziwił się Jackie
- A któż to taki? – zapytała Zoffie
- Nie mam pojęcia – odpowiedział Jackie.
Sev wzruszył ramionami i rozejrzał się.
Ujrzeli błysk złotej piłeczki i chłopca w czerwonych szatach lecącego za nią na Nimbusie 2000.
Koleś ją połknął.
- Zbiera mu się na pawia!- krzyknął Edward.
Harry Potter wypluł znicza, Andy mu go ukradł, na zniczu było napisane Otwieram Się Na Sam Koniec.
- Zaraz wykituję! – wtrącił Sev przekrzykując Andy’ego.
Znicz się otworzył Andy wyjął z niego kamień wskrzeszenia ze znakiem insygni śmierci i obrócił go trzy kroć.
Ku nim kroczył Salazar Slytherin, nie był duchem ale nie był też żywy.
- Lordzie Slytherin.. – zaczął Andy
- Oh, proszę.. Mów mi Salazar.
- Salazar Slytherin?! – krzyknął Sev nie wierząc własnym uszom.
- Jak zabić odporne na magię zombie? – zapytał Andy.
- Potrzebni wam będą obcy.
- Mamy obcych~! – krzyknęła Zoffie
- Ale martwych – napomknął Jack
- A jak ich zabiliście? – zapytał Salazar .
- Z magii – odrzekła Lucynka.
- To żyją~! – ucieszył się Andy
- A postawiliśmy im taki ładny nagrobek – mruknęła Zoffie
- To jak ich odnajdziemy? – zapytał Edward.
- To oni was odnajdą. Tylko otwórzcie przejście – rzekł Salazar i zniknął .

Tam tada dam~! Koniec kolejnej notki ~
Jeżeli gdziekolwiek będzie „an” zamiast „na” wyobraźcie sobie że to tylko sen. Ja tak robię .
[ wszystkie błędy poprawione więc taka możliwość jest niemożliwa]

buhahahaha!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Andy stara sie o czytelników

Bazyliszkujący