sobota, 21 listopada 2015

rozdział IV ZOFFIE W KRAINIE CZARÓW

"Dedykuję tą notkę
 Justynie  ~ Yaoistycznej Yaoistce  ."
40 lat minęło jak jeden dzień, a my nadal ziomujemy i gites :D
 

Zachód słońca rozpościerał się nad horyzontem. Niebo spowiło się ognistymi barwami połączonymi z różem i fioletem.
Sev ,Jack ,Edward i Lucjusz odpływali Czarną Perłą, Lucek Podbiegł do burty i spojrzał na kapitana Sparrow’a, który nadal walczył z Hiszpanami na tonącym okręcie.
-Jackie! - krzyknął.
Kapitan go dostrzegł ,chwycił liny i przeskoczył jak Tarzan na Perłę.
 -No co wy... Nie mogliśmy go tam zostawić.- Powiedział wymijająco szybko podchodząc do Severusa, zerknął przez ramię na zadowolonego Jackie’go.
- I co teraz.? Odnajdziemy Kapelusznika? - zapytał Sev.
-Droga do Krainy Czarów jest daleka . Nie wiem jak się tam dostaniemy... - zmartwił się Jack.
 -Ale ja wiem. - ucieszył się kapitan okrętu objął Sev’a i Lucjusza ramionami  -Ale najpierw rozbujamy okręt .
Tak więc zaczęli biegać od burty do burty, rozbujali okręt i poszli na dno.
- Ale czad! - wykrzyknął panicz Snape.
Ujrzeli na zewnątrz zielony błysk – wstrzymali oddech ~ wyglądało to jak klątwa Avada Kedavra ,czyżby był tam jakiś czarodziej.?
Po chwili wynurzyli się z wody, słońce właśnie zaczęło wychodzić zza horyzontu.
-Teraz góra to dół.-ucieszył się Wróbel.
 -Patrzcie! Severus wskazał na wyspę pokrytą lasem iglastym ,drzewa uginały się od rosnących na nich arbuzów i dyń .
Przycumowali okręt na plaży i ruszyli w głąb tajemniczego lasu. Szli szeroką pokrytą liśćmi akacji ścieżką gdzie ujrzeli białego królika w kapeluszu, wyglądał jak stuknięty, biegli za nim aż do jego nory.
Czy to nie pułapka?
Spojrzeli po sobie i przeszli przez pokryty czekoladą tunel ,do okrągłego pokoju z kilkoma – różnej wielkości drzwiami, wysokimi na 5 metrów a także małymi jak ziemniak dookoła i stolikiem po środku, na stole leżał młotek i lusterko.
 -Hej.! Ten królik pobiegł tam! - Skeleton położył się na podłodze i próbował otworzyć małe drzwiczki.
-Zamknięte ..
-Tu jest młotek, rozwalmy nim drzwi - podsunął Ed.
Lucjusz wziął do ręki lusterko które go pomniejszyło ,Jackie podniósł go delikatnie za szatę i położył go sobie na dłoni.
-Jakiś ty uroczy Lucek~!
-Co to kurde ma być?! Odmieńcie mnie!
- O jej! Musimy się pomniejszyć! Ale najpierw... - Jack walnął malutkie drzwi z młotka roztrzaskując je w drobny mak.
Potem przyjaciele się pomniejszyli i dołączyli do Lucjusza, przeszli przez drzwi na dróżkę biegnącą wokół lasu, Oni jednak skierowali się bezpośrednio na las.
Gdy ledwo przeszli obok pierwszego najbliższego drzewa, coś zaszeleściło ,zza wielkiej gruszko-jodły wyszła Zoffie.
 -Zoffie.! - krzyknął Sev.
Oboje rzucili się sobie w objęcia.
 -Jak się tu znalazłaś? - zapytał kościak.
-No więc, stwierdziłam że tu jest moje miejsce i wróciłam do Hogwartu...Przejście otworzył mi jakiś dziwny facet który wyszedł z tunelu. Miał opaskę na oku...- Urwała na chwilkę i zamyśliła się.-I zapytał czy jest Dumbledore .. Odpowiedziałam że tak, właśnie brał prysznic w damskiej, podziękował i poszedł do niego.
Wszyscy uważnie jej słuchali.
 -Ale mniejsza o to...Opowiadajcie co się działo u was! - rozejrzała się i ujrzała Jackie’go. - A co to za typ?
- Jestem Kapitan Dżak Sparrow- przedstawił się.Uścisnęli sobie dłonie.
-Gdy Hiszpanie porwali Edwarda Jackie pomógł nam go uratować - wyjaśnił Sev.
 -A teraz idziemy ratować Kapelusznika.
Szli okropnie kolorowym lasem – jeżeli można to nazwać lasem... Drzewa w kropki, krzewy w paski. Tęczowe jodły, szaleństwo. Napotkali Kota Zenka siedzącego wysoko na gałęzi drzewa,który wyszczerzył do nich kiełki. Wyglądał osobliwie, duża głowa, różowe oczy i cały był w paski.
 -Wiesz gdzie jest Szalony Kapelusznik? - zapytał Ed.
 -Tak.- kot zeskoczył z drzewa gapiąc się na nich tępo.
-Zaprowadzisz nas tam?
- Tak.
Szli za kotem, bardzo zdegustowani - Jack i Sev ,którzy nie przepadają za tęczowością tego lasu. Doszli do domku z kart wielkości zwykłego domu jednorodzinnego. Kot zamruczał dziko i wskoczył na plecy Skeletona, Ed złapał nożycami kartę służącą za drzwi i wywalił ją w krzaki.
– Jacku, widzę że przyprowadziłeś gości .- ucieszyła się Alicja, kot wskoczył na stół pełen filiżanek z herbatką, na końcu siedział Kapelusznik z kapeluszem nasuniętym na oczy i spuszczoną głową, nie ruszał się ,ale wyglądał na żywego. Podeszli bliżej, dopiero teraz zauważyli że Alicja i Kapelusznik mają guziki zamiast oczu.
-Co mu zrobiłaś parszywa jędzo?!-wrzasnął wściekły Sev, Alicja wstała i nagle zrobiła się wysoka jak Skeleton ~ urosła, była okropnie chuda i straszna nawet w tej swojej błękitnej sukieneczce z fartuszkiem i pończoszkami w paski.
 -Nie podnoś na mnie głosu mały zgredzie!- złapała Sev’a za ogon i wepchnęła na lodówkę (przez którą przeleciał do lochu, w którym było udko z kurczaka, coś tam leżało...)
 -Zostaw go wiedźmo!
Ciało Kapelusznika zniknęło , Zoffie zrobiła unik i weszła pod stół.Alicja złapała resztę Bazyliszkowatych i wrzuciła ich do Sev’a przez lodówkę.
Severus rozmawiał z duchem Kapelusznika.
-...Dałem sobie przyszyć guziki.
Wszyscy zasłonili usta dłońmi.
-Przeszedłem przez tajemnicze drzwi  i spotkałem tam Alicje .. - westchnął smutno.
 -Powiedziała że jak nie dam sobie przyszyć guzików to ..-odwrócił się do nich plecami- Powiedziała że wybuchnie Hogwarta.
-Uratowałeś nas. - wzruszył się Edward.
 -Możemy Ci jakoś pomóc? - zapytał Sev.
 -Znajdźcie moje żebro... Bez niego nie mogę żyć. Ona je gdzieś ukryła.
-Odnajdziemy je.. Obiecuję .
Nagle ze ściany wyłoniła się ręka która chwytała każdego za rękaw i przeciągała na drugą stronę .Tam okazało się że to była Zoffie.
-Wspaniale Zofciu!
 -A teraz wiejmy stąd! Szybko!
- Nie, musimy odnaleźć żebro Kapelusznika. - Sev zaczął się rozglądać w poszukiwaniu kości.
-Jego...co?
 - Kość żebrową - wyjaśnił Jack.
-Wiedźma je gdzieś ukryła - dodał Lucjusz.
-Ale gdzie ona teraz jest?
-Tam. - szepnęła Zoffcia.
Spojrzeli na granatowe drzwi, Edward do nich podszedł i powoli je otworzył , weszli do środka. Było ciemno, Alicja siedziała na fotelu przy kominku – w jedynym oświetlonym miejscu w tym pokoju.
-Gdzie to żebro Kapelusznika?- zapytał Sev podchodząc do niej.
-Tam gdzie je ukryłam ..
-Czyli gdzie? - zapytała natarczywie Zoffie.
 -Może zagrajmy o nie ..
Przyjaciele spojrzeli po sobie i pokiwali głowami.
-Jeśli wygram dacie mi się zamienić w króliki. A jeśli wy wygracie...-zachichotała.  -Pozwolę wam i Kapelusznikowi odejść.
 -Zgoda na słodkie landryny! - Jack walnął w ścianę.
 -Dawaj podpowiedź - wypalił Edward.
- Żebro Kapelusznika ma syn Ignotusa Peverella .Macie miesiąc na odnalezienie go. Potem spalę cały wasz świat!
 -Syn Peverella?
Ślizgoni spojrzeli na siebie przerażeni. Alicja zniknęła.
-Co to za Peverell? - zapytał Kapitanek.
-Jeden z trzech braci władców wszechświata! - wykrzyknął Sev.
-Ale oni już dawno nie żyją... - zakończyła Zoffie.
W ponurych humorach wrócili na Perłę ,Sev zamknął się w kajucie i nie chciał otworzyć.
 -Sev ..Może się trochę napijesz? - zapytał Jack.
Severus nie odpowiadał.
-Kapelusznika nie bolało gdy mu wyrywała to żebro- powiedział Ed na pocieszenie.
Zoffie go szturchnęła.
 -No co.? Siekiera była tak ostra że nic nie poczuł..
Sev otworzył drzwi, pierwsza do środka weszła Zoffie a za nią Jack i Ed, Lucjusz po opróżnieniu połowy butelki rumu bawił się sterami i nie chcący zmienił kurs .
Jackie przybiegł do niego z butelką rumu.
-To nie chcący ..
 -Nic się nie stało -obdarzył Lucjusza ckliwym spojrzeniem i zmienił kurs.
 -Napijesz się.?
 -Chętnie-wziął od Jack’a butelkę i wypił połowę zawartości a potem oddał ją właścicielowi który wypił resztę i wywalił butelkę za burtę .Przytulił Lucka który ledwo stał ,spojrzeli sobie w oczy i powoli zbliżali swoje usta do siebie, coraz bliżej .Gdy z kajuty wyszedł Skeleton, Sparrow puścił Malfoy’a który upadł.
 -On jest pijany! - wykrzyknął Szkielecik.
Wszyscy weszli do kajuty.
Dali Severusowi rum. Od tej pory często pił rum ,by zapełnić pustkę.
Chociaż tak naprawdę to była cola, Zoffie sprytnie podmieniała butelki.
Popłynęli na zaludnioną przez (Amerykanów chodzących w wiejskich łaszkach) pół wyspę.
Poczuli się jak w typowym westernie.
Spotkali tam Policjanta szeryfa owej mieściny.
- Powitać szanowny~!- przywitała go Zoffie.
– Aloha! - odpowiedział ziomek.
 -Czyja jest ta farma.? - zapytał Sev i spojrzał na wyglądającą na opuszczoną farmę.
Pusto, brudno i zielono.
-Kiedyś należała do niejakiego Peverella..
 -Peverella?! - powtórzył Sev
-Ano tak. Dziwak jakich mało. Niedawno się stąd wyprowadził- mruknął ponuro i odszedł.
Bazyliszkowaci zamieszkali na tej farmie niedaleko niejakich wieśniaków Weasley’ów.
Przeszukali cały dom ale nie znaleźli nic podejrzanego (oprócz desek w szafie i druzgotków w akwarium).
Obrazy czarodziejów i smok w piwnicy wydały im się całkiem normalne.
Pięcioro mężczyzn i Zoffie leżeli po środku okrągłego salonu na górnym piętrze.Na mięciutkim różowym dywanie z długim włosiem i patrzyli w niebo. Bo sufitu na razie nie zbudowano. Tym jednak zajął się Jack, dnia następnego, aby nadal mieli widok na gwiazdy wstawił tam szybę...


Nic nie nastąpi. Do widzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Andy stara sie o czytelników

Bazyliszkujący