sobota, 19 grudnia 2015

rozdział XI MATRIX REWOLUCYJNA REAKTYWACJA ZAKONU FILEMONA

Sev i jego Super Bazylisty Pamiętnik ♥

Data : PREMIERA GWIAZDKOWYCH WOJEN
Pogoda : iście galaktyczna


Szykujemy się na premierę Przebudzenia w Nocy!
Oby Han Solo wyciął wszystkich w pień!
Pingwinów nie spożywam bo po nich mam gazy. Dajcie mi bobra.



Andy grafikuje xD





Dedykuję tę notkę jedynemu takiemu zapachnistemu Han Solo bejbe!!!



Po namowie ze strony Seva dodajemy opis miejsca żeby nie było że znów wyjdą z dupy jak Filip z konopi.
Ulica Pokątna na planecie ziemi która jest płaska. Godzina nieznana.
Ani żywej duszy, uliczka spowita gęstą mgłą. Witryny sklepów zabite dechami.
- To przejmujemy tą władzę? - zapytał Edward krzywiąc się lekko.
- No tak, ale musimy wywołać rebelię - odpowiedział Sev prężąc muskuły.
- Reaktywujmy Zakon Jednorożca! - podsunęła Zoffie.
- Do walki z agentami Smith - dodał Andy.
- Najsampierw znajdźmy kwaterę - zarządził Jack.
- Do knowania KPW? - wtrącił Jackie
- Znacie takie miejsce? - zwróciła się do bliźniaków Lucynka.
- Jasne! Za mną! - krzyknął George i skręcił w prawo za sklepem Ollivadera.
Przyjaciele szli za nim ciemnymi, pustymi uliczkami, witryny sklepowe pozabijane deskami i zaklejone gazetami, bez szyb, bez drzwi, szczątki szkła i drewna walały się na drodze.
Musiała odbyć się tam niezła jatka.
Wtem wtargnęli do pustego, rozwalającego się budynku, na podłodze grasowało kilka szczurów.
Po kątach walały się klatki dla zwierząt.
Musiał to kiedyś być sklep z magicznym zwierzętami.
Przeszli do pustego pomieszczenia na końcu którego znajdował się ogromny kominek, wielkości skrzyni majonezu.
Bez problemu wszyscy się w nim zmieścili. Magia.
Rudzielce wysypali garnek proszku fiuu i krzyknęli "na Grimmuald Place 112!".
Znaleźli się w Kwaterze Równej Zakonu Piernika, na ścianach pokrytych kolorowymi gobelinami wisiały puste obrazy.
Widocznie wszyscy się już stąd wynieśli.
Od razu udali się do kuchni i wszyscy rozsiedli się wokół wielkiego ciemnobrązowego stołu.
Stało na nim tylko kilka złotych kielichów.
- Cullen jesteś tu? - mruknął Fred rozwalając się na fotelu w kształcie głowy Zgredka.
Do kuchni wszedł skrzat domowy w czarnej koszulce z napisem "Jestę wampirę".
- Jesteście głodni?
- Nawet jak nie jestem głodny to jestem głodny - Sev pogłaskał się po brzuchu.
- Dawaj mi tu zaraz pizzę z truskawkami i majonezem - polecił skrzatowi jeden z bliźniaków.
- Nauczymy was kilku zaklęć patałachy - zwrócił się do swoich koleżków gdy już napełnił swój żołądek tą pyszną strawą.
- Naprawdę? - zapytał podekscytowany Edwardo.
- Zacznijmy od czegoś prostego - odezwała się Lucynka.
- Takich jak Avada Crucio czy Imperio? - Zoffie już wyjęła różdżkę i zaczęła zacierać ręce do pracy.
- To bardzo przydatne zaklęcia - rzekł Sev wstając z miejsca, gotowy do działania.
- Ale chyba nie tu? - rozwalony Andy zauważył że w kuchni nie było na to miejsca.
- Jak zjemy to pójdziemy na górę  - Fred puścił im oczko i polał ognistej whisky.
Trzy godziny później gdy z talerza Sev'a zniknął ostatni okruszek...
Udali się na piętro do wielkiej sali o granatowych ścianach i suficie jak w Wielkiej Sali imitującym niebo.
- Niech się zacznie trenowanie! - Lucynka wyjęła swą różdżkę.
Edward wyszedł na środek sali i wyciągnął swą różdżkę, na przeciw niego pojawiła się kukła Alicja.
- Musisz bardzo tego chcieć Edo... walnij ją z Crucio! - kibicował Andy.
- Crucio! - krzyknął Ed, bez żadnego ostrzeżenia wystrzelił w Alkę która zaczęła się zwijać z bólu.
- To teraz Avada Kedavra - rzekł wyszczerzony Andy.
- Avada Kedavra! - zielony promień ugodził kukiełkę prosto w twarz.
NOW IM DEAD LIKE A BOSS
Rozpoczęło się zabijanie, Jackie, Nelka i Jack trenowali zawzięcie.
- Pojedźmy do Francji - wyskoczyła ni z gruszki ni z pietruszki Nelka.
- Gdzie? - zapytał Severus.
- Tak mi podpowiada instynkt.
- Andy patałachu a ty chodziłeś do Hogwartu? - zapytała Zoffie.
- Bardzo dawno... Gdy ziemia była jeszcze płaska a mięso było na kartki, to były  czasy... - rozmarzył się Peverell  - Ale nie traćmy już czasu i ruszajmy do Francji!
Jak powiedział tak zrobili.
- A czy ktoś z was wie gdzie jest ta Franca? - zapytała Lucynka.
- Na północ, na północ stąd tylko trochę dalej - odpowiedział Ed.
Wparowali do pokoju w którym mieścił się kominek i wszyscy się do niego wcisnęli, Sev sypnął kilo proszku fiuu.
- Do Francji na brodę Merlina!
I spłonęli żywcem w zielonych płomieniach.
Pojawili się we Francy, w Ryżupa.
- Słyszałem że francuzi jedzą ludzi - rzekł nagle z powagą Sev.
- Nie ludzi tylko oślizgłe ohydne żaby - wyjaśniła Zoffie.
- I ślimaki z kibla - dodał Jackie.
Wyszli z kominka, okazało się że są w gabinecie jakieś baby.
- Bonjour popaprańcy - powitała ich wielka kobieta wzrostu Hagrida w eleganckiej szacie.
- Hej ja znam tą babę! - krzyknął uradowany Fred.
- Wygląda na to że jesteśmy w Buexbatons, szkole Magii! - dodał George.
- Zawsze chciałam zobaczyć Buexbatons~!- ucieszyła się Lucyna  - Czy ktoś z was umie Francuski?
- Ja! A nie... pomyliło mi się z Libijskim - Skeleton wzruszył ramionami i otworzył drzwi przy których stała Żabojadka i wyszedł na korytarz a reszta przyjaciół poszła za nim.
- Na Rum prześwięty! - Jackie był zdegustowany.
Ściany na korytarzu pokryte były czymś w rodzaju tapety mieniącej się niebieskim brokatem.
- Ale daje po oczach - zauważyła Nelka.
- To będzie prawdziwy Gwiazdkowy cud jeśli nie oślepniemy! - dodała Cyzia.
Zoffie wyskoczyła zza rogu i założyła każdemu na nos czarne przeciwsłoneczne okulary.
- Kim wy do diaska jesteście szarlatany?! - krzyknęła przerażona Madame Maxime.
- My? - zapytała z drwiącym uśmieszkiem Zofcia.
- Jesteśmy facetami w czerni - powiedzieli jednocześnie Edwardo i Andy wyciągając znikąd bazookę.
Nożycoręki bez wachania wystrzelił rakietę.
Prosto w dyrektorkę, rakieta wybuchła rozwalając szkołę, sufit zaczął pękać, bazyliszkowaci musieli zwiewać.
- Edwardzie Musztardzie Nożycoręki! Jak mogłeś?! - zbeształa go Lucynka i rzuciła kamieniem.
Wybiegli na ulicę, nie zdążyli się nawet rozejrzeć, Francuziki nie dawali za wygraną i zaczęli ich rzucać żabami i  ślimakami.
Bazyliszkowaci zaczęli uciekać.
To był pościg.
- Chodźmy na Eifflę stamtąd na pewno zobaczymy chatę szefa matrixa - zaproponował Andy i pobiegł przodem a reszta kumpli za nim.
A gdy byli już na szczycie...
- Ale widoczki fiu fiu - zagwizdał George.
- Prawie tak ładne jak pod prysznicem w damskiej - dodał Fred.
- Co to u diaska ma być?! - zbulwersował się Severus.



taki sobie krótki bo na dłuższy Sev nie zasługuje ~~
ALE ZA TO JAKI NAGŁÓWEK ZAJEBISTY!!!

Co to ma być gdzie są komentarze xD


i mój tumblr dla tych którzy przetrwali :))))
http://dollyandy.tumblr.com/



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Andy stara sie o czytelników

Bazyliszkujący